(…) Macie państwo przed oczami zbiór rysunków. Dokładnie jest ich 186. Są rysowane różnorakimi narzędziami, są też malowane, klejone, opatrzone cytatami czyli kolażami. Wkomponowano je w pokój; biegną po jego czterech ścianach, w pięciu pasach. Pas formatowo największy stanowi główną historię rysunkową. Powyżej i poniżej biegną komentarze.
Optymalną sytuację tego pokoju rysunkowego przedstawia relacja liczbowa 186:1. Jeden obserwator wobec 186 rysunków. Wchodząc do pokoju, obracając się wokół swojej osi, obserwator ogarnia całość.
Wyobraźmy sobie, że jesteśmy wewnątrz wazy greckiej, gdzie pasy rytmicznych wizerunków namalowano w jej środku.
Praca ta została nazwana Kodeksem Nadwiślańskim i jest jednym z głosów na temat teografii.
Czytając I i II Testament, czytając teksty około testamentowe: fragmenty Talmudu, egzegezy kabalistyczne, apokryfy, teksty mistyków chrześcijańskich zatrzymałem się na niektórych zdaniach. Owe pauzy w czytaniu wypełniałem rysowaniem. Nie wiem czy związek tego co czytałem z tym co i jak rysowałem podobny był inspiracji drugiego pierwszym. Czy może był raczej natury ilustracyjnej lub szerzej interpretacyjnej. Przykładowo – wiedząc iż na początku było słowo – w Talmudzie pojawia się związek między słowem a liściem. Wcześniej, przed „Kodeksem…”, zbierając i susząc w książkach liście, nie wiedziałem, że zbieram słowa. Skoro komunikowanie, a być może i rozumienie polega również na wyborze rozsypanych słów, tych, które na nowo wskażą sens, naturalnym jest widzenie w rozsypanych słowach potencjalnego znaczenia. Liść czy wizerunek liścia nie jest słowem lecz będąc doń równoległym, może istnieć niczym ono. Zbiór liści może istnieć niczym tekst. Mógłbym powiedzieć tak: nie komponowałem liści na papierze, raczej je redagowałem.
Ten aspekt jest stary jak świat. Inteligencja liści, drzew jest stara jak świat chociaż niezmiennie tajemnicza.
(…) W połowie trzech ścian umieszczono krzesło z woskowym stożkiem i małą cierniowa koronę na jego wierzchołku. Rysunki dochodzące do owego wierzchołka kończą to co starotestamentowe. Za nim, po jego prawej stronie zaczyna się nowotestamentowa historia. Wcześniej, tuż na początku umieszczono krzesło z woskowym stożkiem zwieńczonym różą.
Oczywiście rysunki pierwszej części mają kontynuację w drugiej. Pierwszą dominuje liść, drugą róża, kwiat związany z bohaterem II Testamentu.
Pierwsza część jest statyczna, druga mocno związana z przeżyciem ruchu i próbą jego zapisu. W pewnym sensie druga część, różana, jest wyobrażeniem partytury choreograficznej.
Kiedyś spędziłem trochę czasu z mnichami etiopskimi przy ich eremach na dachu bazyliki Grobu Pańskiego w Jerozolimie. Wraz z członkami swojej mocno dyskryminowanej wspólnoty (dyskryminowanej przez inne wyznania chrześcijańskie zarządzające bazyliką) przygotowywali się do Paschy. Kiedy nadeszła dach ożył. Wielopiętrowy, dosłownie i w przenośni, kompleks chrześcijańskich wyznań (kościołów), z których każdy na swój sposób włącza się w triduum. A nad nimi, również dosłownie i w przenośni, etiopskie, taneczne odnowienie ofiary i zmartwychwstania Jezusa. Taniec na dachu świata. (…) Do momentu owej tanecznej Paschy na dachu – znałem tylko jeden zamrożony wielkanocny rytuał i jeśli go przeżywałem to pomimo zewnętrznych celebracji… I nagle murzyńska Pascha pokazała mi sens jej prawdziwego napięcia.
Głównym motywem nowotestamentowej części Kodeksu… jest tańcząca róża, a raczej zapis tańczącej róży.
Egzaminacja własnej tradycji, jak widać, przebiega swobodnie. Właściwie są to dwie tradycje. Jedna bardzo długa, w jakimś sensie powszechna i druga, mała, egzystencjalnie osobista. I chociaż proporcje pomiędzy obiema są mocno zakłócone, na ich styku nie pojawia się bariera. Szczególnie dzisiaj tajemnicze nitki łączą odległe punkty, jeden z drugim, odległe miejsca, jedno z drugim. Bariery są jedynie w sposobie myślenia.
Pracując nad Kodeksem… podążałem również innym tropem. Otóż wiele myślałem o metodzie pracy Dymitra Iwanowicza Mendelejewa z czasu kiedy opracowywał układ pierwiastków. Spisywał na osobnych kartkach wszystkie znane mu pierwiastki wraz z ciężarem atomowym. Następnie układał je w kolumnach według wzrastającego ciężaru. Widząc zasadniczą regularność, tam gdzie jej nie było, zostawiał wolne miejsce lub pustą kartkę, domyślając się koniecznego istnienia jeszcze nie odkrytych pierwiastków. I nie mylił się. Dokładnie przewidział istnienie tego, czego jeszcze nie znał a co odkryli ci, którzy przyszli po nim.
Podczas pracy nad Kodeksem… mając przyczepione do ściany papiery, z których część była już zarysowana, a część nie, szukałem ogniw pośrednich. Uzupełniałem brakujące myśli wizualne.