I. Yûichi Inoue, Émile Cioran
Yûichi Inoue
Rok 1954. Z gałęzi, chwastów i mchów Yuichi Inoue kleci pędzel. Przez kolejnych dwadzieścia siedem lat będzie malował ideogram hin.
Pod ciężkim pędzlem Yuichiego hin staje się: wędrowcem, rozkraczoną łajzą, wiotkim tancerzem, staruchą w kapeluszu, dzidziusiem-niedorajdą. Wcielenia idą w dziesiątki, jednak nigdy hin nie przyjmuje postaci dostojnego znaku ze skodyfikowanej szkoły kaligrafii.
Yuichi Inoue jest rebeliantem. Szkoła każe malować ideogram od górnego lewego rogu papieru i kończyć na dolnym prawym. On zaczyna gdziekolwiek. Jeśli jesteś praworęczny – mówi szkoła – doskonal swoją prawą rękę.
On, praworęczny, maluje lewą ręką.
Wybiera wielkie formaty papieru.
Odrzucanie nawyków, budowanie na popiołach rutyny, chudnięcie, walka ze śmietnikiem w głowie i tak dalej, i tak dalej, to zalecana droga ku oświeceniu.
Quasi-techniczna uwaga Eckharta: „(…) ten, kto pragnie osiągnąć (…) ubóstwo, powinien w ten sposób żyć, aby nawet nie wiedział, że nie żyje dla siebie samego, dla prawdy czy dla Boga” [1].
Ideogram hin oznacza ubóstwo.
Pracownia. Gesty w poziomie, w pionie, skosy drzemią wewnątrz znieruchomiałego ciała. W ciszy. Na przykład z powodu osłupienia. 10 marca 1945 roku na Tokio spadł grad amerykańskich bomb. Kilka z nich doszczętnie rozpirzyło szkołę Yokokawa, a wraz z nią tysiąc istnień.
Ocalało jedno istnienie: kaligrafa Yuichiego.
Dōgen Kigen: „(…) „umysł” to żywopłot i ściana. Niezbrudzony błotem i zanurzony w wodzie, nie jest stworzony. (…) Wiedzcie, że gdy poznaje się umysł, niebo spada, a ziemia pęka (znikają pojęcia nieba i ziemi i pozostaje tylko niebo takie-jakie-jest i ziemia taka-jaka-jest). Albo też grubość ziemi rośnie o trzy łokcie [2].
Ostatnie zdanie zawiera cenną obserwację, którą rozszerzam.
Każdy wizerunek (malowidło) pogrubia świat, choć być może go nie bogaci. Jeśli dobrze rozumiem zwoje Dōgena – zaleca on terapię odchudzania. Pytanie trochę metaforyczne, trochę fizjologiczne: po jakie zręczne środki sięgnąć, aby odessać tłuszcz zalegający mózg i usunąć oleistą zawiesinę powlekającą oczy?
Wrogiem odchudzania są ponure nauki społeczne.
Yuichi zarabiał na życie, ucząc w podstawówce. Dzieci przezwały go Gankomono, co po polsku znaczy „zakuta pała”. Nie mówił dzieciom, że wygra ten, kto umrze z największą ilością zabawek.
W 1981 roku kaligrafowi zaczęła wysiadać wątroba. Słabł. Zaprzestał malowania hin swoim ciężkim pędzlem.
Wykonał wówczas, lekkimi już pędzlami, jedyny autoportret. Wokół głowy wymalował dziesięć sentencji:
„Życie ludzkie to jedynie kasa!
Kasa! Kasa! Kasa! Kasa!
Ludzi zajmuje robienie kasy.
Masz kasę, masz kobiety.
Masz kasę, masz dom.
Masz kasę, masz władzę.
Wystarczy zerwać zasłonę.
Wszystkich interesuje jedynie kasa.
Również ty chcesz jedynie kasy.
Głębokie bruzdy na twojej twarzy.
Zachłanność pali niczym płomień.
Zrozumienie tego zajęło mi wiele czasu.
Och, co z tym zrobić?” [3]
Obraz podpisał: Gankomono.

Émile Cioran




Katarzyna Kobro


Andrzej Szewczyk









Mark Rothko





Wanda Boniszewska





Janusz Korczak
Pięcioletni Henryk Goldszmit dostrzega w świecie wokół ROŻNICE.
Z tymi, które go szczególnie trapią, chciałby sobie jakoś poradzić.
Ogłasza wówczas radykalny projekt: kiedy dorosnę, zlikwiduję pieniądze.
Projekt dziecięcy, lecz nie dziecinny.
Zakrętka na słoik, otwór kałamarza, karuzela, moneta, hosti … . Kształty biorące swój praktyczny charakter z najdoskonalszej rzekomo figury geometrycznej.
Łańcuch zdarzeń.
Podczas wojny polsko-bolszewickiej wybucha epidemia tyfusu. Zapada na nią lekarz-żołnierz Janusz Korczak (kiedyś Henryk Goldszmit). Ląduje w szpitalu, skąd do domu zabiera go matka. Tyfus przechodzi z syna na matkę, matka umiera.
Załamany Korczak pisze wówczas „Modlitwy tych, którzy się nie modlą”. Oto fragment modlitwy niemocy: „(…) wybrałbym ze wszystkich narzeczy wyrazy najdziwniejsze, rozsypał, pokruszył, pomieszał, ułożył niezrozumiałą modlitwę dla ludzi, dla siebie.
Ole tel solt, de vit, e dartu min wak” [14].
Nie wiem, jak i kiedy ingerencje w nieuchronność i przygodność łańcucha zdarzeń kończą się wygraną. Czasem udaje się wymienić ogniwa chore, pęknięte na zdrowe, solidne.
Ten, kto zajmuje się pracą nad wizerunkami, w jakiejś mierze, stara się zrozumieć przestrzeń różnicy zawartą w pytaniu: dlaczego świat jest tak bardzo inny od tego, który powinien być?
Za modlitwami kryje się IDIOMA UNIVERSAL, skupienie na zjawisku nie do interpretacji, nie do wyjaśnienia.





Nelly Sachs





Stanisław Musiał





Thomas Merton
W wierszu szóstym Księgi o życiu mniszym Rilke mówi o Bogu-sąsiedzie. Sąsiedzie zza ściany. Materiał, budulec ściany jest szczególny: tworzą go obrazy Boga.
W 1941 roku Thomas Merton wstąpił do klasztoru cystersów w Gethsemani (niedaleko Bardstown w stanie Kentucky).
W 1965 roku mnich ojciec Ludwik Merton zamieszkał w pustelni, małym parterowym domku położonym na terenie klasztoru. Napisał wówczas krótki tekst Dzień obcego. Oto kilka fragmentów:
„(…) w epoce, która tak wiele mówi o „byciu sobą”, rezerwuję sobie prawo do zapomnienia o byciu sobą, jako że tak czy inaczej nikła jest szansa, bym był kimś innym. Wydaje mi się raczej, że jeśli ktoś zbytnio skupia się na „byciu sobą”, ryzykuje, że przybierze postać cienia (…)
(…) życie pustelnika jest zimne. To żywioł o niskiej rozdzielczości (…) Nie jest intensywne.
(…) życie monastyczne jest ogólnie rzecz biorąc medium gorącym – gorącym od słów typu
„musisz się”, „powinno”, „należy”. Wspólnoty zaangażowane są w projekty o wysokiej rozdzielczości: „wyjaśnienia wszystkiego!”
(…) co noszę? – spodnie. Co robię? – żyję. Jak się modlę? – oddycham (…). Życie duchowe to coś, o co ludzie martwią się, gdy są tak zajęci czymś innym, że wydaje im się, iż powinni być duchowi.
(…) w tym zakątku lasu panuje też jakaś ekologia myśli, żywa równowaga duchów. Jest tu przestrzeń dla wielu pieśni (…). Jest tu także Czuang-Cy (Czuang-tsy), którego klimat najbardziej może odpowiada klimatowi tego cichego leśnego zakątka” [17].
Opowieść Czuang-tsy:
„Nieświadomy.
Panem Morza Południowego był Szu (Majak), panem Morza Północnego – Hu (Śmiałek), panem zaś środka był Hun Tun (Nieświadomy). Majak i Śmiałek spotkali się w kraju Nieświadomego, a Nieświadomy – jak miał to w zwyczaju – odnosił się do nich z największą życzliwością. Majak i Śmiałek naradzali się nad tym, jak wynagrodzić dobroć Nieświadomego, i rzekli: – Wszyscy ludzie posiadają siedem otworów, aby widzieć, słyszeć, jeść i oddychać, a tylko on ich nie posiada. Spróbujmy więc mu je wywiercić!
I co dzień wiercili Nieświadomemu jeden otwór. Po siedmiu dniach Nieświadomy już nie żył” [18].






Ludwig Wittgenstein
Chwila, w której widzisz formy, rzeczy, sytuacje jako adekwatne względem siebie. Chwila, w której „ujrzany”, nienamalowany jeszcze obraz – temat – zadanie obrasta dyspozycjami operacyjnymi, jak i co należy kolejno zrobić.
Chwila, w której do cechy świata realnego (tej, że nie jest konieczny) doczepia się coś idealnego (np. poczucie czegoś, co było, jest i będzie). Wówczas adekwatność milknie. Głupieje.
Chwila, w której widzisz świat zawalony odpowiedziami i szukasz pytań pasujących do odpowiedzi.
Patrzysz w niebo. Głowa pęka.
Myślenie podczas pracy ręcznej płynie, biegnie, idzie wielowątkowym torem.
I ciągle opada w nie-myślenie. Odległość między głową a ręką, przedłużona o pędzel (farby, płótno), amortyzuje tektonikę głowy i głowa już nie pęka. Działa, lecz nie wiesz, jak.
Chodzi o to, aby widzieć z góry wszelkie operacje naraz. Odpowiadające jasności (temat i to, jak go namalować) oraz odpowiadające niejasności (mgliste dookreślenia tematu – przeczucia, emocje – to, co podprogowo „kręci głową”).
Obie powinny być jednakowo precyzyjnie i wyraźnie przeprowadzone.
To najtrudniejsza część procesu malowania.
Chociaż porównywanie malowania, rysowania z pisaniem jest zwyczajnie nietrafne (choćby z powodu gramatyki nieobecnej w pierwszym, a regulującej drugie), zdania Wittgensteina kuszą takimi porównaniami.
W rzeczywistości wzrokowej widzimy zarówno obrazy, jak i zdania. Jedne i drugie oddziela mgła.
Gdy mgła opada, raz odsłania zdanie, innym razem obraz.
„(…) Przeszkadza nam (…), że myśl wyrażona przez zdanie w żadnym momencie nie jest obecna w całości. Patrzymy na nią jak na jakiś przedmiot, który wytwarzamy, a którego nigdy w pełni nie posiadamy, ledwo bowiem powstanie jedna część, druga już znika” [19].
Język nie może wyskoczyć z siebie i stać się okiem. A jednak zachowuje się tak, jakby nim był.
Ludwig Wittgenstein, Austriak, przykładna chimera, uciekał na północ. Do Norwegii, powyżej Bergen, na koniec Sognefjord, gdzie za wioską Skjolden miał chatę. Wierzył, że w tej pustelni dojdzie do ładu z samym sobą.
Raz uciekł na front wschodni (1916) w nadziei, że wojna okaże się bezwzględną próbą charakteru. Szukał konfrontacji ze śmiercią, aby stać się lepszym człowiekiem. Jednak przez dłuższy czas przemierzał Wisłę na statku Goplana, obsługując nocą reflektor. Zapisywał wówczas zdania-atomy, z których później zmontował swój traktat.
Cierpiał na obsesję doskonałości. Zwyczajną i pobożną. Niedoskonałość w formułowaniu i formalizowaniu zdań wpędzała go w rozpacz. Niedoskonałość życia, które prowadził – również.
Nieustannie czytał Ewangelie.
Z Ewangelii wg św. Mateusza, 12.36-37: „A powiadam wam: z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień Sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów swoich będziesz potępiony”.
W Sąd Ostateczny Wittgenstein nie wierzył.
Mówił: „Klęczenie nie pomaga modlitwie, ale się klęczy” [20].
Powiedział „(…) nasze największe głupoty mogą być bardzo mądre” [21].









Donald Judd









Paul Cézanne
W ostatnich latach życia (pierwszych sześciu latach zeszłego wieku) Cezanne malował już tylko obrazy gorejące.
Na ich podstawie za nowo odkryte źródła autorytetu malowania (pracy ręcznej) uznaję:
związki substancji twardych z miękkimi, stałych z płynnymi, szorstkich z gładkimi, opływowych z kanciastymi, mocnych z wiotkimi, lotnych z ciężkimi …
Są to związki skomplikowane i słabo opisywalne.
Ich pochodne to kości, mięśnie, ścięgna oraz spojrzenie.
Dalszą pochodną jest farba, pędzel, płótno, papier. I zupełnie daleką – swoboda malowania.
Kiedy autorytet działa, czas nie odgrywa roli.
Namalowanie dobrego obrazu pochłania tyle samo czasu, co namalowanie kiepskiego.
Patrząc na gorejące obrazy Cezanne’a, czuję wrzenie w temperaturze ciała. A-naturalne scalenie obrazu rzeczywistości z rzeczywistością obrazu.
Autorytetu malowania nie da się wciągnąć w rozgrywki akademickie, w spory o wyższości umiejętności ceremonialnych nad bezceremonialnymi, o wyższości spraw wysokich nad sprawami trywialnymi, w śmierć bądź nie-śmierć malowania.
Autorytet malowania ciąga się po aukcjach i giełdach, ale tu spory są bezproduktywne.
Zawsze ucina je cena.
Po Cézannie autorytet malowania łatwiej kojarzyć z pracą na własne zamówienie.
Detale:
1901, październik, Paul Cézanne do Louis’a Aurenche’a:
„(…) jestem tylko biednym malarzem i pędzel jest środkiem, który ofiarowało mi niebo. Tak więc posiadanie myśli i rozwijanie ich nie jest moją sprawą” [25]. Ramię, oko, serce, czyli zaplecze pędzla i ołówka, to równie niebiańskie prezenty. Podobnie jak emocje, wzruszenie drzewem, lekturą młodości czy bóle w gnatach.
1899, czerwiec, Paul Cézanne do Henriego Gasqueta:
„(…) Na razie szukam nadal wyrazu dla tych pomieszanych doznań, które przynosimy ze sobą na świat” [26].
Oswajanie i rozpracowywanie „pomieszanych doznań” określa zręby miejsca, które przychodzi nam hodować (jak ogród). Wątpię, czy można się w nim umeblować, okopać.
1896, kwiecień, Paul Cézanne do Joachima Gasqueta: „(…) Oczywiście artysta pragnie wznieść się intelektualnie możliwie najwyżej, ale człowiek powinien pozostać nieznany. Przyjemność jest w pracy” [27].
Cézanne’a, zasłoniętego i pochłoniętego malowaniem, do furii doprowadzało socjalizowanie jego osoby.
Fragment z Quignarda: „(…) Definicji sztuki nowoczesnej dostarczył Pierre Guillard 11 sierpnia 1932 roku. Pierre Guillard ukończył studia naukowe, jego zawód: inżynier. Rzuca się na Anioł Pański Milleta. Dziurawi wieloma ciosami noża. Obezwładniają go strażnicy. Na posterunku policji, gdzie został doprowadzony przez ochronę Luwru, deklaruje: – Przynajmniej będą o mnie mówili.
Eksponowanie siebie, niezgoda na ujarzmienie, nienawiść wszystkiego, co jest, co już było – oto troista teza sztuki nowoczesnej.
Alergia na zależność, dyskredytowanie poprzedników, eliminacja Niegdyś – oto tezy postępu.
Rani wieśniaka w pantalonach, rani pochylającą głowę kobietę.
Niebo było nie do naprawy” [28].













Antonin Artaud










Jerzy Grotowski












Źródła cytatów:
- Mistrz Eckhart, Kazania, tłum. Wiesław Szymona OP, W drodze, Poznań 1986, ss. 331–332.
- Dōgen Kigen, Oko i skarbiec prawdziwego prawa. O praktykowaniu Drogi. Zwoje I-XVI, tłum. Maciej Kanert, Homini, Kraków 2005, s. 141.
- Yu-ichi, Hin. Werke 1954 bis 1982, Schirn-Kunsthalle Frankfurt und Tinjan Publishing Trading Corporation, 1996, kat. wystawy, s. 107 [tłum. – M. Ch.].
- Emile M. Cioran, Zeszyty 1957–1972, tłum. Ireneusz Kania, Wydawnictwo KR, Warszawa 2004, s. 917.
- Ibidem, s. 52.
- Ibidem, s. 53.
- Literatura na Świecie, lipiec 1986, nr 7/180, tłum. Jolanta Kozak, ss. 176–177.
- James E.B. Breslin, Mark Rothko – A Biography, The University of Chicago Press 1993, s. 239 [tłum. – M. Ch.].
- Ibidem, s. 240.
- Ibidem, s. 241.
- Ibidem, s. 302.
- Ks. Jan Pryszmont, Ukryta stygmatyczka, Nasza Przyszłość, Szczecinek 2003, s. 32.
- Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog, tłum. Leopold Staff, W drodze, Poznań 1987, s. 150.
- Znak, luty–marzec 1983, nr 339–340, s. 336.
- Nelly Sachs, Rozżarzone zagadki: wiersze wybrane, wybór i tłum. Ryszard Krynicki, Wydawnictwo a5, Kraków 2006, s. 73.
- Cyt. za: Louis Couette, Jacques Fesch (6.04.1930 – 1.10.1957). Niezwykła droga łaski, tłum. EB, [w:] Vox Domini, 1996, nr 2, s. 2–4.
- Thomas Merton, Dzień obcego, tłum. Marianna Cielecka, Maciej Bielawski, Homini, Kraków 2005.
- Czuang-tsy, Słowa bez słów, Rękodzielnia Arhat, Wrocław 2003.
- Ludwig Wittgenstein, Kartki, tłum. Sława Lisiecka, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999, s. 41.
- Ludwig Wittgenstein, Ruch myśli, Dzienniki 1930–1932, 1936–1937, tłum. Robert Reszke, Spacja, Warszawa 2002, s. 93.
- Ludwig Wittgenstein, Uwagi rożne, tłum. Małgorzata Kowalewska, Wydawnictwo KR, Warszawa 2000, s. 67.
- Thomas Bernhard, Dawni mistrzowie, tłum. Marek Kędzierski, Czytelnik, Warszawa 2005, s. 36.
- Własnymi słowami przedstawiam tu zasadniczą postawę Judda, ktory dawał jej wyraz we wszystkich właściwie wypowiedziach. Ich kondensacją jest książka: Donald Judd, Complete Writings 1975–1986, Van Abbemuseum, Eindhoven 1987.
- John Howard Griffin, Za głosem ekstazy. Pustelnicze lata Thomasa Mertona, tłum. Maciej Bielawski, Homini, Kraków 2006, s. 79.
- Paul Cezanne, Listy, tłum. Joanna Guze, PIW, Warszawa 1968, s. 238.
- Ibidem, s. 233.
- Ibidem, s. 211.
- Pascal Quignard, Błędne cienie, tłum. Tadeusz Komendant, Czytelnik, Warszawa 2004, ss. 96–97.
- Antonin Artaud, Skończyć z Sądem Bożym, tłum. Bogdan Banasiak, Pismo, 1988, nr 10, ss. 80–98.
- Teksty z Nag-Hammadi i Ewangelii Filipa, tłum. A. Dembska, W. Myszor, Warszawa 1979, s. 241.
- Jerzy Grotowski, O praktykowaniu romantyzmu, Dialog, 1980, nr 3.
- Jerzy Grotowski, Coś, co jest bardziej mną niż ja [w:] Maski, wybór, oprac. i red. Maria Janion, Stanisław Rosiek, t.1, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1986, s. 402; Grotowski powtórzony, wstęp i oprac. Stanisław Rosiek, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2009, s. 80.